Zima jest samotnością. Listopadowy chłód powietrza, przesiąkniętego lodowatymi drobinami wody, której brakuje jej naturalnej delikatności, poszarzałe brązy konających liści, drzewa, które skryły swój majestat w nagim, czarnym cieniu samych siebie - to beznadziejna, nieznająca nawet okrucha nadziei rozpacz. Dotknięcie dna, jądra bólu, cierpienia, strachu, niewiary, porzucenia. Pogrążenie się w bezsilności. Łkanie, gdy zabrakło już energii na rozdzierający, przepełniony protestem szloch.
Potem spada pierwszy śnieg. Wiesz,